Refleksja Wielkopostna

Jesteśmy Chrześcijańskim narodem. Brońmy się przed ateizmem i dechrystianizacją naszego życia. Nikomu nie pozwólmy deptać Bożych przykazań i Ewangelii. Brońmy naszej katolickiej wiary w naszym życiu i w życiu naszych rodzin. Nie żyjmy jako poganie, których Bogiem stał się pieniądz, pogoń za przyjemnościami, rozpusta i rozgłos medialny. Pamiętajmy, że o ile kościół jest dziełem Bożym a nie ludzkim, to Pan Bóg czeka na pomoc każdego z nas. Dla odrodzenia moralnego świata potrzebuje naszej głębokiej wiary, naszej miłości naszej dobroci i naszej wierności korzeniom chrześcijańskim.

Bóg kocha ludzi, kocha nas wszystkich. Co do tego nikt nie powinien mieć najmniejszej wątpliwości. Do pewników należy to, że każdy z nas stara się kochać Boga. Obchodzimy obecnie Wielki Post, jest to czas powagi, czas refleksji, czas pracy nad sobą. Chcemy się dobrze przygotować na przeżycie największej tajemnicy naszej wiary. W Wielkim Poście często słyszy się o dobroci i miłosierdziu Boga względem ludzi. Tak Bóg nas bardzo kocha, co do tego nikt nie powinien mieć najmniejszej wątpliwości. I my kochamy Boga, a miłość zobowiązuje, a to znaczy, ze codziennie każdy z nas winien starać się pełnić wolę Bożą. Bóg chce, abyśmy sami się uświęcali i pomagali się uświęcać innym.

Ks. dr Ryszard Staszak

Apel Rzeczników Kościołów na Wielki Post

Niech tegoroczny Wielki Post ‒ Czas Pasyjny otworzy nas na poszanowanie wspólnych wartości, których źródłem jest Ewangelia. Niech jej słowa inspirują nas do wzajemnego szacunku i dialogu ‒ napisali rzecznicy Kościołów różnych denominacji chrześcijańskich we wspólnym dokumencie na Wielki Post ‒ Czas Pasyjny.

Czas Wielkiego Postu ‒ Czas Pasyjny jest dla wszystkich chrześcijan okresem przygotowań do świętowania radosnej tajemnicy Zmartwychwstania, czasem nawrócenia, modlitwy, postu, jałmużny, szczególnej troski o ubogich i najsłabszych. Jak podkreślają sygnatariusze dokumentu, ma być on także „czasem osobistego rachunku sumienia, wyznawania win, naprawy wyrządzonych szkód, czynów pojednania i podjęcia zobowiązania do życia na co dzień według wskazań Ewangelii.

Jako rzecznicy Kościołów różnych denominacji chrześcijańskich chcemy wspólnie zaapelować do wszystkich wyznawców Chrystusa, by tegoroczny Wielki Post ‒ Czas Pasyjny otworzył nas jeszcze bardziej na poszanowanie wspólnych nam wartości, których źródłem jest Ewangelia. Niech jej słowa inspirują nas do wzajemnego szacunku i dialogu, a przez to pogłębiania więzi, które rodzą się w prowadzonych działaniach ekumenicznych.

Wspólny dokument podpisali rzecznicy różnych denominacji chrześcijańskich.

Franciszek: nie ma chrześcijaństwa bez modlitwy liturgicznej

 

O znaczeniu modlitwy liturgicznej dla życia chrześcijańskiego mówił Ojciec Święty podczas ostatniej audiencji ogólnej.

Na wstępie papież zauważył, że istnieje pokusa praktykowania chrześcijaństwa bez uznawania znaczenia publicznych obrzędów liturgicznych. Jednocześnie podkreślił rolę Soboru Watykańskiego II w uświadomieniu nam znaczenia liturgii świętej dla życia chrześcijan a także niedopuszczalności pomijania w życiu chrześcijańskim sfery cielesnej i materialnej, która w Jezusie Chrystusie stała się drogą zbawienia. „Nie istnieje zatem duchowość chrześcijańska, która nie byłaby zakorzeniona w celebracji świętych misteriów” – stwierdził Franciszek. Dodał, że liturgia jest aktem, na którym opiera się całe doświadczenie chrześcijańskie, a więc także modlitwa. „Chrześcijaństwo bez liturgii jest chrześcijaństwem bez Chrystusa” – powiedział Ojciec Święty.

Jednocześnie Franciszek wskazał na ściśle wzajemne powiązanie liturgii, w której obecny jest i działa Chrystus, oraz modlitwy. Zaznaczył, że modlitwa chrześcijanina przyswaja sakramentalną obecność Jezusa, zaś liturgia domaga się zaangażowania w nią i przeżywania wewnętrznego. „Centrum jest Chrystus! My wszyscy, w różnorodności darów i posług, wszyscy włączamy się w Jego działanie, ponieważ On jest Protagonistą liturgii” – stwierdził papież.

Na zakończenie Ojciec Święty podkreślił, że „życie jest powołane do tego, by stawać się ofiarą dla Boga, ale nie może się to dziać bez modlitwy, zwłaszcza modlitwy liturgicznej”.

Oto słowa Ojca Świętego do Polaków – Pozdrawiam serdecznie wszystkich Polaków

Liturgia Kościoła jest źródłem pobożności i pokarmem dla modlitwy osobistej. Także od wspólnej modlitwy liturgicznej, kiedy jesteśmy zgromadzeni wokół Chrystusa, zaczyna się realizacja przykazania miłości Boga i bliźniego, gdyż modląc się jedni za drugich, pomagamy sobie wzajemnie oraz nosimy brzemiona jedni drugich. Z serca wam błogosławię!

Papieską katechezę streścił po polsku O. Marek Viktor Gongalo OFM z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej:
Drodzy bracia i siostry! Wielokrotnie w dziejach Kościoła, wśród wiernych pojawiała się pokusa praktykowania tak zwanego “chrześcijaństwa przeżyć wewnętrznych”, które nie uznaje duchowego znaczenia publicznych obrzędów liturgicznych. W tym kontekście należy pamiętać, że liturgia jest nie tylko modlitwą spontaniczną, ale jest czymś więcej: jest przeżyciem, obecnością, spotkaniem oraz przypomnieniem, że Jezus Chrystus nie jest ideą, czy uczuciem, ale żywą Osobą, a Jego Tajemnica – wydarzeniem historycznym.

Chrystus uobecnia się w Duchu Świętym poprzez znaki sakramentalne. Chrześcijaństwo bez liturgii jest chrześcijaństwem bez Chrystusa. Chrystus staje się prawdziwie obecny i daje siebie swoim wiernym nawet w najbardziej ogołoconym obrzędzie, takim jak ten, który niektórzy chrześcijanie sprawowali i nadal odprawiają w miejscach uwięzienia lub w zaciszu domowym w czasach prześladowań. Nie istnieje zatem duchowość chrześcijańska, która nie byłaby zakorzeniona w celebracji świętych misteriów.

Chrystus jest Centrum i Protagonistą liturgii, a My wszyscy, w różnorodności darów i posług, włączamy się w Jego działanie. Życie jest powołane do tego, by stawać się ofiarą dla Boga, ale nie może się to dziać bez modlitwy, zwłaszcza modlitwy liturgicznej.

Źródło: KAI / Watykan 

Refleksja o głupocie w świecie

Prof. Janusz Szewczak w książce pt. „Idiotokracja, czyli zmowa głupców” napisał, że głupcy zawsze istnieli. Niektórzy z nich sięgali nawet po władzę. Ale nigdy jeszcze w dziejach świata, ród ludzki nie miał do czynienia z prawdziwą inwazją głupoty. Zjawisko to stało się bardzo groźne, objęło nawet niektóre kręgi władzy.

Powstały fałszywe elity, składające się w całości z durniów i dewiantów rożnej maści, którzy trzymają się razem i próbują rządzić. Jest to ciężka choroba całej cywilizacji zachodniej od USA po Ukrainę, od północnego kręgu polarnego po Australię.

Jest to tzw. zjawisko idiotokracji, które przybrało rozmiary zarazy, ale jego wirus masowo rozprzestrzenia się za pomocą Internetu, wspomagają go różne utopijne doktryny, lansowane nie tyko przez pseudonaukowców, lecz również przez polityków, którzy są gotowi zawracać świat do pogaństwa w imię postępu.

Co jest lekiem na idiotokrację? Rozum i mądrość, zdrowy rozsądek, uczciwość i moralność.
Bez powrotu do Boga, świat się nie wyleczy. Bez Boga, nasza cywilizacja zakorzeniona głęboko w chrześcijaństwie, zginie.

Albert Einstein swego czasu powiedział: „Obawiam się dnia, kiedy technologia weźmie górę nad stosunkami międzyludzkimi. Świat będzie miał pokolenie idiotów.” Jakże prorocze to były słowa, widać dziś, gdy spotykamy się na co dzień z mnóstwem osób uzależnionych od telefonów komórkowych, środków masowego przekazu czy mediów społecznościowych.

Ludzie mądrzy winni sami dokonywać wyborów intelektualnych i moralnych, zamiast karmić się przemieloną papką informacyjną, przekazywaną w mediach, które uzurpują sobie prawo do kształtowania obrazu nierealnego stylu życia, urody, kanonu wiedzy i zalewają nas nadmiarem informacji. Kreuje się obraz na wzór pseudo szczęśliwego życia celebrytów i bohaterów seriali.

Nasz świat został wywrócony do góry nogami: świat bez Boga, bez tradycji, bez poszanowania przyrody. Kto w małych sprawach jest nieuczciwy i nieroztropny, ten i w wielkich będzie wiarołomny
i niemądry. Współcześni ludzie kompletnie dziś zapomnieli, że są omylni, grzeszni, a przede wszystkim śmiertelni.

Musimy więc umieć sięgnąć po Boską mądrość, korzystając z ludzkiej wiedzy i nauki, a przede wszystkim ze zdrowego rozsądku, wg myśli Blaise’a Pascala, że „należy żyć tak, jakby Pan Bóg był” , obecny między nami, niezależnie czy ktoś w Niego wierzy, czy nie. Głupota tylko oddala nas od Boga, czyniąc nasze serca pustymi, a umysł leniwym.

Przybądź więc Boska Mądrości i przegoń głupotę i ulecz to, co sami zepsuliśmy. Daj nam jeszcze jedną szansę.

O biskupie Józefie Pazdurze, wrocławskim biskupie pomocniczym, Miłośniku Ziemi Ślężańskiej [WYWIAD]

Przypominamy, że wkrótce ukaże się książka z płytą CD autorstwa ks. dra Ryszarda Staszaka pt. „Bp Józef Pazdur i Ślęża – Homo Dei [Człowiek Boży]” o nietuzinkowym życiu Bpa Józefa Pazdura, związanego z górą Ślężą oraz Sulistrowiczkami, ze słowem wstępnym abpa JE Józefa Kupnego. Biskup Józef Pazdur przez styl swego życia, przypomina papieża dobroci – Św. Jana XXIII, którego wraz z biskupem Bolesławem Kominkiem odwiedzał w Watykanie. Przez kult Matki Bożej i służbę bliźnim bp Pazdur przypominał zaś Św. Jana Pawła II Wielkiego. Zachwycał się pięknem przyrody Masywu Ślęży, wspierał budowę Sanktuarium Matki Bożej Dobrej Rady w Sulistrowiczkach, był ponadto częstym gościem naszej parafii, brał udział w „Spotkaniach Rodzin” i cieszył się powszechnym szacunkiem duchowieństwa oraz wiernych.


Wywiad Macieja Rajfura z ks. prof. Józefem Swastkiem

Maciej Rajfur: Gdzie Ksiądz poznał bp. Józefa Pazdura?

Ks. prof. Józef Swastek: Był moim ojcem duchownym, gdy formowałem się na kapłana w seminarium.

Dobrze wspomina Ksiądz tę formację?

Nie tylko ja, ale myślę, że nikt nie powie o nim złego słowa. To nie był surowy przełożony, który trzymał alumnów twardą ręką. Wręcz przeciwnie. Nasze wizyty u niego stanowiły wielkie przeżycie i niezapomniane chwile. Wiem, że klerycy, a potem księża, te spotkania pamiętali do śmierci. Nie było drugiego takiego przełożonego w seminarium, oprócz księdza rektora Aleksandra Zienkiewicza, który cieszyłby się tak wielką estymą i miłością.

Co najbardziej trafiało do kleryków w postawie bp. Józefa?

Pokora i duch służebny. A mnie najbardziej uderzała ta wrażliwość na człowieka i naturę, te gołębie przy jego oknie… Kiedy zmienił miejsce zamieszkania, gdy został biskupem, dalej dokarmiał gołębie, które jakby za nim poleciały. On o nich pamiętał. A klerycy często prosili go o wsparcie modlitewne, widząc, że Pan Bóg go wysłuchuje.

Biskup Józef Pazdur był postacią nietuzinkową, ale młode pokolenie nie zdążyło go poznać. Zmarł 5 lat temu. Czym się wyróżniał?

Swoją dostępnością. Nigdy nie ograniczał rozmów z innymi. To zadziwiające, że on miał zawsze czas, a przecież doba u niego trwała jak u wszystkich – 24 godziny. Jak ktoś przyszedł, stawał się od razu uczestnikiem rozmowy, a nie słuchał wykładu, przez co rozmowa nabierała jeszcze przyjaznego i ciepłego klimatu. Poza tym był jednym z najbardziej popularnych przełożonych w seminarium duchownym w czasach bardzo trudnych dla Kościoła. Klerycy mieli do niego zaufanie i przychodzili do niego z problemami, wiedząc, że może nie wszystkie uda mu się od razu rozwiązać, ale wleje w ich serca nadzieję i motywację do formacji. Pamiętam, jak u schyłku życia bardzo osłabł, ale nigdy nie zakończył rozmowy sam, inicjatywa wychodziła od uczestników spotkań z nim. Serce mnie bolało, bo niektórzy tak bardzo chcieli z nim rozmawiać, że nie zważali na jego zdrowie.

To znaczy, że lubił przyjmować interesantów?

Inaczej: on kochał ludzi i odnosił się do nich przyjaźnie. Był gościnny. Zawsze, gdy ktoś go odwiedzał, to czymś częstował – nawet obiadem – i chętnie rozmawiał. Wspomniałem, że często przy jego oknie siadały gołębie. On lubił je karmić. A wiemy, że kto ma dobre serce dla zwierząt, ma też dobre serce dla ludzi, jak np. św. Franciszek czy Benedykt z Nursji. Nawet gdy pojawiali się u niego różni ludzie, także źli i przewrotni – nie stosował ostrych słów. Był cierpliwy. Ze wszystkimi umiał nawiązać kontakt, bo osobowość jego robiła na nich wrażenie. Niektórych nawet nawracała.

Dzisiaj takie cechy wydają się na wagę złota w coraz bardziej podzielonym społeczeństwie. Czy jego osobowość przekładała się na styl nauczania i uprawiania teologii?

Oczywiście. Tę łagodność, harmonię, serdeczność i ciepło od razu wyczuwało się w jego słowie, które kierował do wiernych. Chciał budzić nadzieję i radość. Wlewał entuzjazm w ludzkie życie i uczył cierpliwie wiary w Bożą Opatrzność. Mówimy o człowieku zaawansowanym w najpiękniejszych cnotach. Nie boję się tego określenia: autentycznie święty. Kto go bliżej poznał, może to potwierdzić.

Zauważyłem, że np. w Sulistrowicach pod Ślężą ludzie często wspominają bp. Pazdura w samych superlatywach.

Moim zdaniem w Sulistrowicach i sąsiednich Sulistrowiczkach istnieje już jakby jego kult. Biskup Józef Pazdur często był zapraszany przez ks. prał. Ryszarda Staszaka i korzystał z tego zaproszenia. Pamiętam, że kiedy tam się pojawiał, cała parafia ożywała. Od niego biły ciepło i serdeczność, które ujmowały ludzi, a przy tym za serce chwytała ich skromna i służebna postawa biskupa. Po prostu cieszyli się jego widokiem i wyczekiwali dobrego słowa. Niedawno byłem w Sulistrowicach i mówiłem tam o bp. Pazdurze. Panowała wielka cisza i skupienie. Czułem, że ludzie chcą o nim słuchać.

Gdy więc został biskupem pomocniczym, wrocławscy duchowni na pewno się ucieszyli.

Mało powiedziane, przeżywaliśmy wielki entuzjazm. To był właściwy człowiek na właściwym miejscu. Z głęboką duchowością.

Jaka była właśnie ta jego duchowość?

Moim zdaniem postawił na Maryję, tak jak Jan Paweł II. Każdą sprawę polecał Matce Bożej i nigdy się na Niej nie zawiódł. Charakteryzował się duchowością maryjną, ale bez eliminowania Jezusa Chrystusa, który stoi na czele autentycznej pobożności.

We wspomnieniach wielu ludzi bp. Józef Pazdur uchodził za człowieka nad wyraz spokojnego i opanowanego.

To prawda, że chyba nikt go nie widział bardzo zdenerwowanego. W trudnych sytuacjach zachowywał opanowanie i wyrażał się jasno oraz rzeczowo. Ja myślę, że do niego bardziej pasują słowa: delikatny i subtelny. Przepełniony dobrocią i miłością. Urzekająca osobowość.

Z czego to wynikało?

Z nieustannej modlitwy. Modlił się w kaplicy, w kościele, ale także w drodze na posiłek, podczas spaceru. Nawet rozmowy z nim miały charakter modlitewny. Zaczynaliśmy od spraw życia codziennego, a kończyliśmy na Matce Bożej. Biskup Józef do Chrystusa zbliżał się przez Matkę Bożą, co było widoczne w kazaniach. Dzisiaj takich ludzi prawie się nie spotyka. Myślę, że bp Pazdur przypomina trochę sługę Bożego księdza rektora Zienkiewicza. Zresztą oni ze sobą współpracowali w seminarium jako przełożeni w niełatwych czasach.

Niełatwe czasy, czyli walka z komunizmem – zgadza się?

Tak, w Polsce Ludowej szpiedzy komunistyczni i przedstawiciele różnych tajnych służb byli wszędzie. Nawet w kurii.

Jak się odnosił do tego ks. Józef Pazdur?

Był bardzo ostrożny, jeśli chodzi o ocenę drugiego człowieka, nawet tego przewrotnego, wrogiego, stojącego po drugiej stronie. Nie chciał nikogo skrzywdzić. Przyznam szczerze, że niewielu takich ludzi spotkałem jak on.

Tacy ludzie nie biorą się znikąd. Gdzie szukać źródła takiej osobowości?

Myślę, że duży wpływ miał fakt, że bp Józef pochodził z diecezji tarnowskiej, która od lat cieszy się obfitością powołań. Arcybiskup Leon Wałęga leżał krzyżem przed Matką Bożą w Tuchowie w modlitwie za powołania. I zobaczmy, co się dzieje. Powołania w diecezji tarnowskiej rozlewają się na wszystkie inne diecezje.

Czy bp Józef Pazdur był przywiązany do ojczyzny?

Oczywiście. Powinniśmy go traktować jako wzór patrioty. On niewiele o sobie mówił, raczej ustawiał się w cieniu, bo taki miał styl bycia. Nie lubił stawiać się na świeczniku, a mimo to oddziaływał mocno na ludzi swoją osobą. Niektórzy mówili, że kanonizowaliby go za życia. Trzeba dziękować Bogu za takich ludzi w archidiecezji wrocławskiej w tych trudnych czasach.

Czego moglibyśmy się najbardziej uczyć od bp. Józefa Pazdura?

Przede wszystkim kultury duchowej, czyli umiejętności rozmawiania z ludźmi przy jednoczesnym dawaniu świadectwa swojej wiary. Po spotkaniu z nim człowiek miał zaszczepione pragnienie czynienia dobra. Uświadamiał sobie, że nie żyje dla siebie, ale dla drugich. Emanował świętością. Nie słyszałem, żeby ktoś przy mnie wypowiadał się krytycznie o bp. Pazdurze. A najpiękniejsze jest to, że gdy został biskupem, pozostały mu skromność i służebność, podobnie jak wtedy, gdy pełnił funkcję ojca duchownego w seminarium. Nie bez powodu przylgnęło do niego określenie: „serdecznie dobry człowiek”. Te słowa wiele o nim mówią.

Czy miał jakiś wzór, którym się kierował?

Moim zdaniem imponował mu abp Leon Wałęga, biskup tarnowski.

Dlaczego dzisiaj mamy wokół siebie tak niewielu ludzi pokroju bp. Józefa Pazdura?

Bo świat wpadł w materializm i goni za pieniądzem. Biskup Józef pieniądze traktował jako środek, który ma służyć ludziom. Na Ostrowie Tumskim zaczepiali go bezdomni, ubodzy i nigdy ich nie zostawił bez pomocy. On nie patrzył na to, że ktoś go może oszukać. Był chodzącą dobrocią.


Źródło: https://wroclaw.gosc.pl/doc/6676275.Biskup-o-golebim-sercu