Kościół na Górze Ślęży, swoją historią sięga początków XII wieku, za panowania Bolesława III Krzywoustego.
Komes Piotr Włostowic, sprowadził na Ślężę zakon augustianów przekazując im na własność Górę oraz fundując na szczycie kościół i klasztor. W niedługim czasie, zakonnicy przenieśli swoją siedzibę do Wrocławia. Piotr Włostowic podarował augustianom nadodrzańską wyspę Piasek, gdzie wraz z żoną Marią ufundowali kościół i klasztor. Stąd augustianie przez najbliższe kilka wieków zarządzają swoimi posiadłościami, w tym także Górą Ślężą.
W 2. połowie XVI wieku na ruinach istniejącego tu wcześniej zamku augustianie wznieśli drewnianą kaplicę. W latach 1698-1702 drewniany budynek zastąpiła murowana świątynia pw. Nawiedzenia NMP, która w nocy z 4 na 5 czerwca 1834 r. doszczętnie spłonęła od uderzenia pioruna. Odbudowana w latach 1851-52 świątynia istnieje do dzisiaj.
Ze względu na bliskość Wrocławia, Świdnicy czy Dzierżoniowa w masywie Ślęży znakomicie rozwija się turystyka. W wakacje na szczyt Śląskiego Olimpu gęstą siecią szlaków wchodzą codziennie tłumy, nie tylko polskich amatorów górskich wycieczek. Warto się pomęczyć, gdyż widok ze szczytu zapiera dech w piersiach. Widać stąd Wrocław, Karkonosze, a przy dobrej pogodzie całą panoramę Dolnego Śląska. Jednak nie wszystko cieszy oko.
Pękające ściany, osuwające się schody i zamknięte zardzewiałą kratą drzwi – taki obraz zabytkowego kościoła zobaczy każdy, kto znajdzie się na szczycie Ślęży, góry, będącej jedną z najważniejszych turystycznych atrakcji Dolnego Śląska.
Atrakcja turystyczna
Jeszcze kilka lat temu zabytkowy kościół pw. Nawiedzenia NMP wyglądał całkiem przyzwoicie, odbywały się w nim nabożeństwa, można też było do niego wejść i się pomodlić. Kiedyś z pobliskiej Sobótki przychodziły tu pielgrzymki, w wyremontowanym w 2002 r. budynku odprawiano Msze św., organizowano koncerty, dziś zarośnięta chwastami świątynia robi fatalne wrażenie i mówiąc wprost, odstrasza. Tym bardziej, że zaniedbane otoczenie to nie wszystko. Prawdziwym problemem jest stan techniczny budynku. Popękane ściany, osuwająca się posadzka i zdewastowane schody to tylko wierzchołek góry lodowej.
Grozi zawaleniem?
Już z zewnątrz budynek kościoła przedstawia przygnębiający widok. Nieuprzątnięte śmieci i zielsko wokół świątyni, ubytki w murze zewnętrznym oraz rozwalające się schody, na których do niedawna setki turystów robiło sobie zdjęcia – zasmucają.
W bardzo złym stanie technicznym znajduje się wieża kościoła. Brakuje części poszycia dachu, a niektóre z oderwanych elementów niszczeją na tarasie widokowym wieży. Brak zabezpieczenia powoduje, że wilgoć (szczyt Ślęży znany jest z częstych opadów) rozsadza zewnętrzne mury – w samym murze pokrytym oryginalnie zabezpieczającą go blachą istnieją już spore ubytki – grożąc jej zawaleniem. Przez uszkodzony dach po ścianach klatki schodowej w deszczowe dni cieknie woda, mocno zawilgocony jest również drewniany chór, którego deski odkształcają się i gniją.
Już w drzwiach świątyni uderza zapach stęchlizny. Wilgoć jest tu zresztą wszechobecna. W niektórych miejscach zmurszałe cegły tracą właściwości trzymania muru, a tym samym obniżają jego wytrzymałość. Samo wnętrze to jedna wielka odkrywka. Zamiast posadzki mamy głęboką, kilkumetrową – słabo lub w niektórych miejscach niezabezpieczoną wcale – ogromną dziurę. Żałosny widok przedstawia ołtarz główny – zakurzony i prowizorycznie podstemplowany – dużo bardziej przypomina zaniedbany nagrobek. Nietrudno zauważyć, że po jego lewej stronie, do głębokiego dołu osuwa się ziemia, a niektóre spoiny mają nienaturalną wielkość.
Drewniane stemple podtrzymują też jedną ze ścian zewnętrznych świątyni. Bardzo niepokoi stan drewnianego chóru. Jego konstrukcja miejscami odchyla się od pionu, tworząc szerokie na kilka centymetrów szczeliny. Obrazu przygnębiającej całości dopełniają przepuszczające wilgoć nieszczelne okna oraz ślady wandalizmu. Jak mogło dojść do dewastacji odbudowanej w 2002 r. staraniem kard. Henryka Gulbinowicza świątyni?
Badania archeologiczne
Kilka lat temu zgodę na przeprowadzenia prac otrzymali archeolodzy z Uniwersytetu Wrocławskiego, którzy na szczycie Ślęży rozpoczęli badania związane z poszukiwaniem przejawów starożytnej słowiańskiej cywilizacji. Szefem projektu był prof. Aleksander Limisiewicz. Wspierała ich amerykańska Fundacja „The Mysteries of the World”, która deklarowała sfinansowanie badań. Finalnym celem prowadzonych prac miała być nowoczesna ekspozycja znalezisk wkomponowana w bryłę budynku. Faktycznie, badacze rozbili praktycznie całą posadzkę budynku, m.in. we wnętrzu świątyni w jej centralnej części zrobili głęboką, kilkumetrową odkrywkę. Używając m.in. georadaru, dokonali nawet kilku odkryć, np. odtworzyli przebieg murów istniejącego tu wcześniej zamku i na tej bazie stworzyli jego projekt. Ciekawe, że w badaniach – jak czytamy na stronie internetowej projektu www.projekt-cheops.com – wykorzystywano dane pozyskane m.in. dzięki hipnoterapii i radiestezji. Przez lata prof. Limisiewicz wielokrotnie starał się zainteresować swoimi pracami Ministerstwo Kultury. Za każdym razem bezskutecznie. Gdy pięć lat temu zabrakło pieniędzy, naukowcy porzucili miejsce pracy. I od tego czasu wokół niego nic się nie dzieje.
We wrześniu 2012 roku Kościół na Górze Ślęży został przekazany pod opiekę Parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sulistrowicach.
“Pragniemy zachować sakralny, historyczny jak i turystyczny walor tego miejsca poprzez regularne odprawianie Mszy Św. w okresie wakacyjnym, a w przyszłości uruchomienie ekspozycji muzealnej, obejmującej kościół i ruiny znajdującego się tu niegdyś zamku piastowskiego.”
mówi ks. dr Ryszard Staszak, proboszcz Parafii w Sulistrowicach.